Płomień Jedenasty.


Znalezione obrazy dla zapytania simon ammann kamil stoch gif

Grudzień 2018
Szwajcaria.
~*~

Kamil pogwizdując pod nosem przemierzał kamienną ścieżkę pokrytą białym puchem, który spadł w Engelbergu minionej nocy. Uśmiech gościł na jego twarzy gdy mijał kolejne, dobrze znane mu twarze. Zatrzymał się w pół kroku dostrzegając opartego o ścianę drewnianego domku Michaela Hayböcka. Blondyn wpatrywał się gdzieś przed siebie z zamyśloną, wręcz myślicielską miną. Chwilę później wzrok Polaka powędrował w innym kierunku zatrzymując się na średniego wzrostu brunetce ubranej w kurtkę reprezentacji Szwajcarii, przytulającej się do Simona Ammanna.
Kamil zmarszczył brwi uważnie ich obserwując. Dopiero po chwili i uważnej obserwacji spostrzegł, że tajemniczą dziewczynę zna od wielu lat.
Wzrok uśmiechniętej Szwajcarki skrzyżował się z jego spojrzeniem chwilę później. Na widok polskiego skoczka Lena Pierre poszerzyła swój uśmiech machając w jego kierunku energicznie dłonią. Simon, o którego klatkę piersiową się opierała poszedł jej śladem.
   -Nie myślałem, że się spotkamy. - brunetka uśmiechnęła się lekko, słysząc wypowiedz Stocha. Simon zaśmiał się widząc zawstydzenie na jej twarzy. -Jak się czujesz? - zapytał zamykając ją w uścisku.
   -Już jest dobrze. - zapewniła, ściskając lekko dłoń Ammanna.
   -Killian ma psychoterapeutyczne zdolności. - rzucił skoczek posyłając Kamilowi wymowne spojrzenie. Polak uśmiechnął się lekko na co Lena wywróciła oczami.
   -Przyjaźnimy się! - zapewniła ostro.
   -Oczywiście. - potwierdził Ammann a uśmiech nie opuścił jego twarzy nawet na moment. Stoch zaśmiał się cicho, sprawiając, że Lena rzuciła mu wymowne spojrzenie przepełnione wyrzutem.
   -Myślałaś o powrocie? - spytał Polak sprawiając, że Pierre wbiła w niego dość smutne spojrzenie.
Od makabrycznie wyglądającego upadku na niemieckim mamucie minęły cztery lata, które dla 24 latki były walką o sprawność fizyczną, jak i psychiczną, co niestety nie było dla niej łatwe. Sprawiło nawet, że chciała odebrać sobie życie, czego obecnie bardzo żałuje.
   -Nie i to na razie zakończony dla mnie rozdział. - powiedziała przytulając się do swojego kuzyna, który przez ten czas razem ze swoją żoną był dla Leny ogromnym wsparciem. -Ale dostałam angaż w reprezentacji Szwajcarii. - powiedziała dumnie, uśmiechając się szeroko.
Simon zaśmiał się a Kamil poszedł jego śladem. Bardzo lubił Pierre z czym nigdy zbytnio się nie krył, odkąd poznał ją pewnego dnia na skoczni po cichu liczył, że blondynka odniesie w tym sporcie sukces. Niestety upadek w Oberstdorfie sprawił, że wszystko się ulotniło a ona musiała stoczyć z życie najważniejszą bitwę. Bitwę o swoje życie i powrót do sprawności fizycznej.
   -Czyli Pani trener? - spytał, wbijając w nią pytające spojrzenie.
   -Asystentka trenera. - poprawiła uśmiechają się do niego szeroko. Choć strach przed zapięciem nart nadal ją paraliżował, to nie wyobrażała sobie życia bez skoków narciarskich. Były dla niej niczym nałóg, narkotyk bez którego nie potrafiła żyć. -I jako asystentka trenera zarządzam dla Mistrzów trucht wokół wioski skoczków! - dodała energicznie posyłając obu mężczyzną słodki uśmiech.
   Ammann spojrzał na Stocha, który wzruszył jedynie ramionami i po chwili obaj mężczyźni z uśmiechami na twarzach zmierzali powolnym truchtem wokół wioski skoczków. Lena odprowadziła ich wzrokiem, uśmiechając się lekko. Zazdrościła im, ale nie potrafiła się przemóc. Jeszcze nie teraz, nie dziś zwłaszcza, że nadal nie wróciła do pełni sił.
   -Gorącej herbaty? - Pierre podskoczyła w miejscu słysząc kobiecy głos nad swoim uchem. Przeniosła wzrok na blondynkę ubraną w jaskrawą, zimową kurtkę, kremową wełnianą czapkę i futrzany szalik osłaniający szyję.
   -Nic się nie zmieniłaś, Sophie. - Austriaczka uśmiechnęła się delikatnie, podając Szwajcarce kolorowy tekturowy kubek z owocową, gorącą herbatą.
   -Jak zdrowie? - zapytała obserwując uważnie byłą skoczkinie narciarską. Uśmiech nie znikał z twarzy starszej z kobiet.
   -Na prawdę dobrze. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Była dumna z własnej determinacji, która sprawiała, że obaliła diagnozę francuskich lekarzy, którzy zapowiedzieli jej, że nigdy nie wróci do wcześniejszego życia a wózek inwalidzki będzie jej nieodzowny. Ona sama przez długi czas w to wierzyła, do momentu, w którym Killian Peier nią nie wstrząsnął. To właśnie skoczek narciarski był ojcem jej największego życiowego sukcesu. -A co słychać u Ciebie?
   -Beznadzieja. - westchnęła, gdy powolnym krokiem zmierzały w kierunku drewnianej ławki, na której pochłonięty w muzyce wydobywającej się ze słuchawek siedział Stefan Kraft.
   -A dokładniej? - spytała, marszcząc brwi.
   -Znowu pokłóciłam się ze swoim facetem. - odpowiedziała, zatrzymując się w pół kroku. Lena poszła jej śladem wbijając w Austriaczkę swoje spojrzenie. Nie widziały się wiele lat i wiele rzeczy je obie ominęło.
   -Może powinnaś się z nim rozstać? - zasugerowała, sprawiając, że Andrea zaśmiała się gorzko. Słyszała to już kolejny raz, od kolejnej osoby.
   -Mówisz jak Gregor i Andreas. - rzuciła wzdychając.
  -Chcecie usiąść? - zapytał nagle Stefan wyrwany z transu. Obie blondynki posłały mu lekki uśmiech, gdy szatyn podniósł się z drewnianej ławki. -My się chyba nie znamy? - powiedział po chwili kierując swoje pytanie do wyższej z kobiet.
   -Ja Cię znam, ty mnie pewnie nie. - zaśmiała się wyciągając dłoń w kierunku Austriaka.
   -Lena Pierre.
Stefan zastygł w bezruchu a zdziwienie zawładnęło jego twarzą.
   -Ta Lena Pierre? - spytał zaskoczony. -Byłaś ekstra, przeskakiwałaś nawet Gregora. - dodał z szerokim uśmiechem na twarzy. Szatynka oblała się rumieńcem, zaskoczona reakcją skoczka.
   -Cieszę się. - powiedziała niepewnie.
Rzuciła przelotne spojrzenie Sophie, obserwującą ich bardzo uważnie. Miała wrażenie, że Kofler patrzy na Krafta spojrzeniem przepełnionym zaciekawieniem i fascynacją co sprawiło, że Pierre uśmiechnęła się lekko.


***


Marysia oparła się o pień grubego drzewa rosnącego nieopodal zeskoku skoczni.
Przymknęła powieki oddychając głęboko.
Potrzebowała spokoju, chwili dla siebie zwłaszcza teraz gdy jej jak dotąd poukładane życie zawisło na cienkiej linie, która w każdej chwili mogła runąć pod jej ciężarem. Nie sądziła, że Robert, ojciec Antosi będzie miał tyle tupetu, aby stanąć w drzwiach jej salonu razem z narzeczoną w czwartym miesiącu ciąży. To był dla niej cios, nokaut po którym nadal nie była w stanie się podnieść.
Dotąd myślała, że jest silna, że potrafi być ponad wszystkim i wszystkimi. Teraz wiedziała już, że bardzo się pomyliła, że przeceniła swoje możliwości. Wbrew wszystkiemu co myślała, nie była silna i musiała przyznać się do poniesionej porażki.
   -Wszystko w porządku? - podniosła powieki słysząc męski głos. Uśmiechnęła się lekko dostrzegając Michaela Hayböcka stojącego nieopodal. Blondyn obserwował ją uważnie.
Pokiwała mu lekko głową, uśmiechając się nieco pewniej. Austriak dostrzegł jej niepewność.-Nie jestem ślepy. - dodał stając obok niej.
Oparł się o masywny pień i tak jak ona wbił wzrok gdzieś przed siebie.
   -Myślałam, że wszyscy faceci pewnych rzeczy nie dostrzegają. - spojrzała na niego wymownym wzrokiem, którego nie dostrzegł.
   -Może nie jestem jak wszyscy. - uśmiechnęła się lekko słysząc jego komentarz. -To powiesz mi co się dzieję? - spytał, wbijając w nią swoje przeszywające spojrzenie.
   -Ojciec Tosi był u mnie ze swoją narzeczoną. - powiedziała po chwili ciszy, która między nimi zapadła. Austriak zmarszczył brwi przyglądając się jej uważnie. -Jest szczęśliwy. - dodała po krótkiej chwili, ze smutnym spojrzeniem.
Chyba najbardziej bolał ją fakt, że wszyscy byli szczęśliwi, mieli drugie połówki.
Wszyscy poza nią.
   -Ale bez Ciebie. - wtrącił cicho, dość niepewnie.
   -Ania jest w czwartym miesiącu ciąży. Kocha ją. - uśmiechnęła się lekko pod nosem, patrząc na Hayböcka wymownym spojrzeniem.
   -Nadal coś do niego czujesz? - zapytał, marszcząc brwi.
Wzruszyła ramionami. Nie była pewna odpowiedzi jaką powinna udzielić na zadane przez niego pytanie. Z jednej strony Robert nadal zajmował część jej serca, mieli wspólnie dziecko. Z drugiej natomiast od ich rozstania udało jej się wrócić do codzienności, do normalności, w której Roberta już nie było.
   -Nie wiem. - odpowiedziała niepewnie, wbijając w niego swoje spojrzenie. Blondyn westchnął sprawiając, że tym razem to Bachleda zmarszczyła brwi obserwując go uważnie.
   -Byłem w podobnym położeniu co ty. - odparł nagle, a jego twarz zdobił wyjątkowo smutny uśmiech. -Z Amber spotykałem się jakieś cztery lata, wydawało mi się, że to jest to, że to miłość do końca ... - zaśmiał się gorzko urywając swoją wypowiedź. -Nigdy tak się nie pomyliłem jak wtedy.
   -A co się stało? - zapytała niepewnie.
   -Tydzień później stwierdziła, że się w kimś zakochała a ze mną to nie było to. - odpowiedział sprawiając, że Marysia na swoją sytuację spojrzała z nieco innej strony.
Najwyraźniej nie tylko ona nie miała szczęścia.



Polska.


Sonia zamknęła laptopa przeciągając się na drewnianym krześle w małej, ale przestronnej kuchni. Po dwudziestogodzinnym dyżurze w stacji jedyne o czym tylko marzyła to gorąca, długa kąpiel i jej duże, ciepłe łóżko.
   -Coś się stało? - spytała dostrzegając smutną minę zdobiącą twarz Marka przebranego w służbowy uniform. Ten jedynie westchnął opadając obok niej.
   -Amela jest chora, sąsiadka z nią została. -bąknął. -Ale może tylko do szóstej. -dodał upijając łyk kawy z jej porcelanowego kubka.
   -Kończę za godzinę, mogę się nią zająć. - podrzuciła. Nowik podniósł na nią spojrzenie, zdziwiony jej deklarację. Choć znali się nie od dziś ich relacja jak dotąd była bliżej nieokreślona.
   -Na prawdę? - zapytał ochoczo. Sonia uśmiechnęła się do niego lekko, kiwając z aprobatą głową. -Mała jest grzeczna, dużo gada, ale idzie się przyzwyczaić. - zaśmiała się widząc jego minę.
   -Poradzę sobie. - wtrąciła. -Zrobić zakupy? - spytała podnosząc się z krzesła. Marek zmarszczył brew zastanawiając się nad odpowiedzią na zadane pytanie. Nie był pewien czy cokolwiek znajduje się w jego lodówce i głupio było mu się przed nią do tego przyznać. -Może zrobię? -zaproponowała, dostrzegając niepewną minę na jego twarzy.
   -Pamiętasz adres? - spytał, gdy zamierzała opuścić kuchnię. Odwróciła się w jego kierunku a lekki uśmiech gościł na jej twarzy.
   -Pamiętam. - odpowiedziała i zniknęła w wąskim, długim i ciemnym korytarzu. Odprowadził ją wzrokiem a uśmiech gościł na jego twarzy. Sonia była dla niego zagadką, którą chciał rozwiązać.


Zamknęła drzwi swojego czarnego, terenowego samochodu. Z dużego bagażnika wyciągnęła papierową torbę wypchaną po brzegi artykułami spożywczymi, świeżymi warzywami i owocami.
Spędzenie wieczoru z córką Marka nie było w jej planach ale ostatecznie wydawało się ciekawsze niż oglądanie telewizji w małym mieszkaniu w samym centrum zakopiańskich Krupówek. Kościelisko pod tym względem było zdecydowanie bardziej urokliwe. Wzięła głęboki oddech stając na ganku.
Nacisnęła włącznik dzwonka i po chwili w progu przywitała ją wysoka, szczupła blondynka.
   -Pani Sonia? - zapytała entuzjastycznie. Gąsienica nie kryła zaskoczenia dziwnym zachowaniem dziewczyny. -Amelka ogląda telewizor, ja lecę. Pa! - krzyknęła, zostawiając ją zaskoczoną przed otwartymi drzwiami prowadzącymi do domu Marka i Amelii Nowików.
   -Co to było? - spytała niepewnie, gdy w przedpokoju pojawiła się ubrana w ciepłą kolorową pidżamkę sześcioletnia Amelka.
   -Tata jej się podoba, ale mnie nie lubi. Głupia krowa.
Sonia uniosła zaskoczona brwi, słysząc cichą końcówkę wypowiedzi dziewczynki. Rozmawiały dotąd ze sobą krótko, zdawkowo teraz natomiast miała wrażenie, że polubi tę dziewczynkę.
   -Jadłaś coś ciepłego? - dziewczynka pokiwała przecząco głową. -Może być krem z warzyw.- zapytała, na co Amelka uśmiechnęła się do niej szeroko. -To prowadź do kuchni. -rzuciła posyłając dziewczynce szeroki uśmiech.
Sonia musiała przyznać, że córka Marka to wyjątkowo rozmowna i ułożona dziewczynka. Otwarta, chłonna wiedzy, powiedziałaby nawet, że wyjątkowa i tak bardzo podobna do ojca.
Z uśmiechem na twarzy przykryła dziewczynkę kolorową kołdrą. Zegar stojący na niskiej komodzie oznajmił, że wybiła 23. Zgasiła światło, zamykając cicho drzwi jej małego pokoju ulokowanego na poddaszu średniego, drewnianego domu.
Podskoczyła w miejscu, gdy poczuła na swoim ramieniu uścisk dłoni.
   -Nie chciałem Cię przestraszyć. - powiedział cicho, uśmiechając się do niej lekko. Gąsienica odpowiedziała mu tym samym.
  -Mała ma lekką gorączkę, ale ogólnie jest dobrze. - zaśmiała się.
  -Mam dzielną córkę. - Sonia wychwyciła jego roześmiane spojrzenie. -Napijesz się ze mną wina? - zapytał nagle, zaskakując tym swoją towarzyszkę.
  -Powinnam już wracać.
  -Jak będę pił sam to w końcu wpadnę w alkoholizm. - stwierdził wbijając w nią wymowny wzrok. Sonia zastanawiała się przez chwilę, aby ostatecznie skapitulować.
   -Kieliszka nie odmówię. - uśmiechnęła się niepewnie. Bardzo nie pewnie.


   -A Twój facet? - spytał nagle, gdy oboje wpatrywali się w ogień tańczący w kominku. Sonia posmutniała w jednej chwili wpijając głęboki łyk czerwonego trunku. Mężczyzna poruszył trudny dla niej temat, obudził bolesne wspomnienia, które jej podświadomość uśpiła jakiś czas wcześniej. -Nie powinienem pytać, przepraszam. - rzucił, wychwytując zmianę wyrazu jej twarzy.
Gąsienica westchnęła przenosząc na niego swoje spojrzenie.
   -Zostawił mnie dzień przed ślubem. - powiedziała wbijając w niego smutny wzrok. -Powiedział, że do siebie nie pasujemy, zwłaszcza jeśli chodzi o łóżko. - zaśmiała się gorzko, wzburzając czerwoną, ciemną ciecz w pękatym, gustownym kieliszku.
Nowik obserwował ją bardzo uważnie. Nigdy wcześniej nie dała nikomu poznać po sobie tego czego w życiu prywatnym doświadczyła.
   -Łóżko nie jest najważniejsze. - bąknął bardziej do siebie, niżeli do niej.
   -On był zupełnie innego zdania. - westchnęła. -Dolejesz? - zapytała, zdając sobie nagle sprawę z tego, że kieliszek opustoszał.
Nowik spojrzał na nią spod zmrużonych powiek, uśmiechając się lekko.
   -Miał być jeden kieliszek... - zauważył. Sonia wywróciła oczami.
   -Po alkoholu za kółko nie wsiadam, więc do domu nie wrócę a poza tym szkoda, żeby wywietrzało. - odpowiedziała, wywołując jego chichot. Pokręcił jedynie zabawnie głową, sięgając po szklaną butelkę w połowie wypełnioną winem.
Przez następne kilkadziesiąt minut Nowik uważnie ją obserwował. Jak dotąd patrzył na nią przez pryzmat jedynie koleżanki z pracy, z którą zawsze miał o czym porozmawiać. Teraz wydawało mu się, że łączy ich o wiele więcej niż dotąd przypuszczał.
    -Lubię Cię, wiesz? - zmarszczył brwi słysząc jej stłumiony głos. Odwrócił głowę dostrzegając Sonię wtulającą się w poduszkę opartą o zagłówek sofy. Objął ją ramieniem, przyciągając ją lekko do siebie. Błękitną poduszkę położył sobie na kolanach, na których po chwili znalazły się kasztanowe włosy Sonii.
   -Też Cię lubię. - powiedział cicho, przejeżdżając dłonią po jej policzku.

Komentarze

Popularne posty