Płomień Piąty.
~*~
Październik
2018 r.
Austria.
Marysia westchnęła rozglądając się po dużej,
eleganckiej sali, w której centrum znajdował się długi wybieg mający za
kilkanaście minut stać się gwiazdą tego wieczoru. Uśmiechnęła się lekko
ściskając w dłonie imienne zaproszenie. Jeszcze kilka lat wcześniej nie
pomyślałaby nawet, że będzie w miejscu, w którym obecnie się znajdowała. Nie
sądziła, że w wieku 24 lat zostanie mamą uroczej, wyjątkowo grzecznej Antoniny,
która była centrum jej świata. Nie myślała nawet, że będzie miała dobrze
prosperującą firmę, która będzie nie tylko przypływem finansowym, ale i
spełnieniem jej pasji. I choć była samotną matką to mogła śmiało powiedzieć, że
stawiała tej sytuacji czoła. Była dumna sama z siebie i dzięki temu pojawiał
się uśmiech na jej twarzy.
-Nie znoszę krawatów! – zmarszczyła brwi słysząc
gdzieś za sobą znajomy męski głos. Rozejrzała się po pomieszczeniu natrafiając
na blond włosy znajomego austriackiego skoczka narciarskiego. Uśmiechnęła się
widząc jak stojąca obok niego z aparatem przewieszonym na szyi, Sara wywróciła
oczami.
Rodzeństwo Hayböck znała od wielu lat głównie za
przyczyną Kamila, który poza skocznią utrzymuje bardzo dobre relacje z
większością kolegów ze światowych skoczni. Bardzo lubiła młodszą od siebie o
rok blondynkę, która tak jak Ewa w stu procentach oddawała się swojej pasji
jaką była fotografia.
Sara Hayböck biegła wzrokiem po pomieszczeniu
rozmyślając nad dziecinnym zachowaniem swojego starszego brata. Z lekkim
zdziwieniem dostrzegła stojącą kilkadziesiąt metrów dalej projektantkę sukien
ślubnych.
-Mary! – uśmiech pojawił się na twarzy Bachledy,
gdy Sara pomachała energicznie w jej kierunku. Michael uniósł brwi dostrzegając
ją kilkadziesiąt metrów od nich. Posłał Polce lekki uśmiech.
-Hej, miło was widzieć. – uśmiechnęła się cmokając
policzek austriackiej fotograf.
-Ciebie też. – Michael uścisnął się jej dłoń
adresując jej błyskotliwy uśmiech.
-Do twarzy Ci w tym krawacie, Michi. – powiedziała,
poprawiając jego czarny krawat krzywo opadający na jedwabną, białą koszulę.
Sara uśmiechnęła się lekko posyłając bratu wymowne spojrzenie.
-Słyszysz co mówi Marysia? – słowa siostry blondyn
skomentował jedynie wywróceniem oczami. -A Tosia gdzie? – zapytała po chwil,
poprawiając wiszącą na ramieniu torbę ze swoimi gadżetami.
-Kamil z Ewą się nią zajmują a ja dostałam
wychodne. – uśmiechnęła się szeroko, wywołując tym samym uśmiech na twarzach
Austriaków.
-Robię za głównego fotografa, ale na bankiecie
poplotkujemy. – Sara puściła oczko w kierunku Bachledy i już po chwili zniknęła
gdzieś za kulisami. Jej energicznie zachowanie zaintrygowało jej brata a na
twarzy Polki wywołało lekki uśmiech.
Michael musiał przyznać, że Sara zachowywała się
wyjątkowo podejrzanie od swojego urlopu na Półwyspie Iberyjskim. Nie chciał
jednak wyjść na wścibskiego, więc nie pytał. Oczywiście do czasu.
-Coś jest nie tak... - westchnął odprowadzając
wzrokiem siostrę. Zaciekawił swoim stwierdzeniem towarzyszącą mu Marię.
-Co masz na myśli? – spytała, mrużąc
powieki.
-Nie wiem jeszcze, ale się dowiem. – odpowiedział,
wywołując u niej ciche parsknięcie śmiechem. Posłał jej przepełnione wyrzutem
spojrzenie, co Polka skomentowała jedynie wzruszeniem ramionami. -Ładnie
wyglądasz. – stwierdził po chwili wywołując delikatny uśmiech na twarzy
Bachledy.
-Powinieneś częściej przywdziewać garnitur.
-Uznam to za komplement. – zaśmiała się widząc jak
Michael dumnie poprawia czarną marynarkę. Będąc przy tym wyjątkowo uroczym.
-Bo to był komplement. – rzuciła zajmując miejsce
oznaczone kartką z jej nazwiskiem. Hayböeck zmarszczył brwi siadając obok niej,
po dostrzeżeniu swojego nazwiska na czarnym krześle. Nie był w nawet
najmniejszym stopniu fanem pokazów mody, jednak gdy go zapraszano to nie
odmawiał. Nie jednokrotnie słyszał natomiast od swoich znajomych, że ze swoją
wagą mógłby idealnie nadawać się do modelingu. -A co słychać u Stefana, Gregora
i reszty? – wbiła w blondyna pytające spojrzenie. Przez nawał pracy nie miała
czasu nawet na kilkunastominutową rozmowę ze znajomymi z malowniczej
Austrii.
-Ogólnie nudy. – wzruszył ramionami. – Ale tak
szczegółowo to mamy dołek formy po Heinzie. – westchnął, uśmiechając się do
przechodzącej obok nich znajomej dziennikarki.
-Będzie dobrze. – uśmiechnęła się pewnie. – Kamil
w was wierzy. – zapewniła.
Tak. Hayböck musiał przyznać, że Stoch był
chyba jednym z niezbyt licznych, który otwarcie mówił o tym, że w nich wierzy,
trzyma za nich kciuki. To nie zdarzało się zbyt często, choć każdy z nich z
rywalami ze skoczni utrzymywał wręcz przyjacielskie stosunki. Kamil był
wyjątkowy nie tylko jako skoczek, ale również jako człowiek, który nie mógł
przejść obojętnie obok krzywdy innych ludzi.
-A ty? – spytał, wbijając w nią pytające
spojrzenie.
-Jesteście moimi ulubionymi niepolskimi skoczkami,
więc oczywiście, że w was wierzę. – uśmiechnęła się szeroko.
-Mamy wierną fankę? – uniósł brew ku górze,
uśmiechając się lekko.
-Zawsze i do końca. – odpowiedziała sięgając po
broszurę znajdującą się przy wybiegu dla modelek.
-Będę pamiętał. – rzucił cicho, idąc jej śladem.
Przez kilkanaście, może kilkadziesiąt kolejnych
minut przyglądał się jej bardzo uważnie. Był w stanie dostrzec, każdy jej
zachwyt nad kolejną z sukien ślubnych, które w towarzystwie wyjątkowo ładnych
modelek pojawiały się na długim, szerokim wybiegu. Uśmiech, który z minuty na
minutę poszerzał swój zakres. Słyszał, każde westchnienie. Maria Bachleda była
jego zdaniem bohaterką, która na każdym kroku pokazywała, że idealnie na to
miano zasługuje. Nie wiedział jak by się zachował gdyby znalazł się na jej
miejscu.
Uśmiechnął się lekko przenosząc wzrok na wybieg.
-Te suknie są obłędne...
Michael oderwał wzrok od modelek przemierzających
wybieg z wyjątkową lekkością i gracją, przenosząc go po raz kolejny na siedzącą
obok blondynkę. Zachwyt nadal bił z jej twarzy a zdobiący ją uśmiech jedynie
pieczętował stan ducha w jakim się znajdowała.
-Gdyby pojawiła się tutaj moja...
Jej rozmarzony wzrok od razu został wychwycony
przez Michaela. Uśmiechnął się lekko. Bardzo lubił kuzynkę Stocha, z którą jak
się kiedyś okazało łączyło go wiele wspólnych pasji i nie tylko. Mieli podobne
podejście do życia, lubili ten sam rodzaj muzyki, interesowali się sztuką i
posiadali opasłe domowe biblioteczki. Lubili dobrą, tradycyjną kuchnie i
chcieli zobaczyć jak najwięcej pięknych zakątków świata. Blondyn nigdy nie
pomyślałby, że z kimkolwiek może łączyć go tak wiele wspólnego.
-Na pewno się pojawi. – uśmiechnął się lekko, gdy
odwróciła głowę w jego kierunku. Odpowiedziała mu nieco niepewnym
uśmiechem.
-Myślisz?- jej spojrzenie emanowało entuzjazmem.
-Jestem pewien, wierzę w Ciebie. – powiedział
muskając swoją dłonią jej dłoń.
-Dziękuję. – posłała mu uroczy uśmiech a całą
scenę uwiecznił aparat Sary Hayböck, która jedynie uśmiechnęła się szeroko sama
do siebie. Darzyła Polkę sympatią i liczyła po cichu, że Marysia nigdy nie
zniknie z jej życia.
Na wybiegu pojawiło się wiele pięknych, okazałych
sukni ślubnych. Największą uwagę wszystkich zwróciły jednak te tradycyjne,
bardziej skromne czy wcześniej nigdzie nie spotykane. Bachleda po tym pokazie
była zdecydowanie bardziej natchniona a w jej głowie rysowały się nowe
projekty, które po powrocie do hotelu miały ozdobić jej szkicownik. Kto wie czy
nie miały zwiastować jej przepustki do wielkiego świata sukien ślubnych.
-Gdzie się zatrzymałaś? – pytanie Sary oderwało
Marysię od wyświetlacza czarnego smartphone'a, na którym pojawiła się właśnie
wiadomość od Kamila o identycznej treści co kilka godzin wcześniej, gdy
blondynka szturmowała jego telefon dziesiątkami wiadomości tekstowych.
Sobota, 20 październik
Od Kamyk
Wszystko jest super, Tośka
jest grzeczna. Baw się dobrze Mania i nie zapomnij o zdjęciach dla Ewy!
-W hotelu przy rynku. – rzuciła z dość niepewną
miną na twarzy i z niechęcią odkładając telefon do gustownej kopertówki.
-Wszystko w porządku? – zapytała Sara z
zatrwożonym spojrzeniem. Bachleda uśmiechnęła się lekko, bardzo niepewnie.
-Martwisz się o Tosię?
-Pierwszy raz zostawiłam ją na tak długo. –
westchnęła odkładając kopertówkę na okrągły stół przykryty kremowym obrusem.
-Martwię się o nią. – dodała, z niepewną miną.
-Kamil i Ewa się nią zajmują. Jest pod świetną
opieką, a ty po prostu skorzystaj. – Sara uśmiechnęła się szczerze w kierunku
Marii. Podziwiała Polkę i pokazywała jej to za każdym razem. Wiedziała, że
blondynka wcześniej czy później osiągnie wielki sukces.
-Ale jak? – zapytała zdziwiona słowa Sary.
-Tak jak kiedyś. – stwierdziła. -Po prostu żyj. –
dodała, ściskając dłoń Bachledy. Uśmiechała się do niej przy tym lekko,
próbując dodać Polce dodatkowej otuchy.
-Gdyby to było takie proste...
-To jest proste. – powiedziała pewnym głosem
Austriaczka. -Jesteś piękną, młodą i wykształconą dziewczyną. Doświadczenie
życiowe dużo Cię nauczyło to fakt, ale kto wie czy Tosia nie jest Twoim atutem.
Marysia zmarszczyła brwi słuchając wypowiedzi
fotograf. Nie rozumiała co Austriaczka może mieć na myśli.
-Jak atutem? - spytała, marszcząc brwi.
-Normalnie. Wielu facetów podziwia takie kobiety,
a w wielu przypadkach zakochując się w matce, zakochują się też w córce. –
dodała, za nim obok nich pojawił się jej brat. Obie spojrzały na niego
zdziwionymi spojrzeniami.
-Zwariuje tu. – Michael opadł na krzesło obok
swojej siostry. -Banda buraków, która otwarcie krytykuje człowieka. – bąknął
sięgając po stojącą na stoliku szklankę z drinkiem. Nie był zwolennikiem mocnych
trunków, ale czasami nie potrafił po nie, nie sięgnąć
-Mogę prosić do tańca panią fotograf. – wysoki
brunet z ekstrawaganckim uśmiechem na twarzy pojawił się obok nich. Sara
przeprosiła ich skinieniem głowy i pewnie chwyciła wyciągniętą przez niego
dłoń.
-Zatańczysz? – Michael spojrzał na Marysię z
uroczym uśmiechem na twarzy. Wyciągnął w jej kierunku swoją dłoń. Odpowiedziała
na jego uśmiech, wyjątkowo uroczym uśmiechem, chwytając lekko jego dłoń.
Może Sara miała rację mówiąc, że pomimo swojego bagażu
życiowego powinna dalej żyć tak jak kiedyś. Korzystać ze wszystkiego co życie
dla niej dawało. Poznawać nowych ludzi, którzy mogliby dużo zmienić w jej
życiu. Szukać miłości, która mogłaby dodać rumieńców jej codzienności.
Nie przerwalnie, do samego końca brylowali na
parkiecie, podziwiani przez wszystkich gości za wyjątkowe taneczne umiejętności
i niezwykłą kondycję. A flesz aparatu Sary Hayböck towarzyszył im tej nocy nie
jeden raz.
***
Polska/ Wrocław.
Naciągnęła na ramiona szary, wełniany kardigan.
Długie, kasztanowe włosy umieściła w koku na czubku głowy. Zgasiła światło w
łazience i po chwili znajdowała się w niewielkiej kuchni, w której od ponad
kwadransa na kuchennym blacie stał porcelanowy kubek z gorącą jeszcze owocową
herbatą.
Dyżur w pogotowiu ratunkowym zawsze był dla niej
wyczerpujący ale nigdy nie narzekała, bo tak właściwie nie wiedziała na co
miałaby narzekać. Ta praca sprawiała jej dużo radości i to było dla niej
najważniejsze. Choć jako absolwentka wydziału medycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego
była dyplomowaną ratowniczką medyczną to jednak piłka nożna była jej największą
miłością. I miała nadzieję, że w przyszłości wróci do tego co zawsze kochała,
do trenowania przyszłych nadziei piłkarskich.
Zmarszczyła brwi słysząc dźwięk dzwonka do drzwi.
Spojrzała na zegarek, którego wskazówki wskazywały 21:00. Nikogo się nie
spodziewała, jednak postanowiła otworzyć drzwi.
Zamarła gdy po otworzeniu drzwi, na wycieraczce
swojego mieszkania w starej, wrocławskiej kamienicy zobaczyła Dawida Kubackiego.
Jej największą miłość, którą porzuciła.
-Daw...
Poczuła wielką gulę spoczywającą na jej krtani a
żadna inna litera nie potrafiła opuścić jej gardła. Chciała odwlec ten moment
jak najdalej w czasie, zakładając, że konfrontacja z blondynem nigdy nie będzie
miała miejsca. Jednak wiedziała, że odkąd Marysia powiedziała mu gdzie mieszka,
taka ewentualność istniała.
-Mogę wejść? – zapytał, wskazując ręką na
przedpokój, w którym stała. Nic nie odpowiedziała otwierając jedynie przed nim
szerzej drzwi mieszkania. Uśmiechnął się lekko a wręcz niewidocznie uniósł kąciki
ust.
Stając w salonie jej mieszkania nie potrafił na
nią nie patrzeć. Już po pierwszym spojrzeniu dostrzegł każdą zmianę w jej
posturze, każdą zmarszczkę, która ozdobiła jej twarz. Dostrzegł wszystko.
Westchnął widząc jak unika jego wzroku.
-Dlaczego? – jego pytanie odbiło się głośnym echem
od ścian jej mieszkania i jej umysłu.
Tego się obawiała.
Odpowiedzi na to pytanie nie znała.
-Nie wiem. – powiedziała cicho, wbijając swój
wzrok w drewnianą podłogę. -Nie wiem. – powtórzyła jak mantrę.
-Porozmawiajmy. – uniósł jej podbródek tak, że jej
spojrzenie skrzyżowało się z tym należącym do niego. Zupełnie różnym, skrajnie
innym niż tego drugiego.
Spojrzenie Karoliny wyrażało strach, niepewność a
to Dawida było przepełnione radością i nadzieją. Nadzieją na happy end?
-Mam dużo czasu. – dodał, przejeżdżając dłonią po
jej policzku.
-To może pójdziemy na spacer. Wrocław nocą jest
przepiękny. – powiedziała cicho. Kubacki uśmiechnął się lekko, kiwając
potwierdzająco głową.
Pierwsze kilkaset metrów wrocławskiego rynku
pokonali w milczeniu próbując znaleźć odpowiednie słowa, którymi mogliby
rozpocząć tę na pewno trudną rozmowę. Dla każdego z nich, choć pod różnymi
względami.
-Bałam się. – powiedziała nagle przystając w
miejscu. Dawid poszedł jej śladem a jego wzrok przeszył ją na wskroś. -Że nie
sprostam Twoim marzeniom. - Karolina spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-Moim marzeniom? - spytał, marszcząc brwi.
-Wspominałeś o małżeństwie, dzieciach a ja
stchórzyłam. - westchnęła. Blondyn zaśmiał się cicho.
-W moim wieku kiedyś trzeba zacząć myśleć...ale to
było tylko takie gadanie. - rzucił. -Wystarczyłoby gdybyś mi powiedziała, że
jeszcze nie teraz a bym skończył. - dodał, wywołując lekkie zdziwienie na jej
twarzy i zdecydowaną ulgę.
-To chyba i tak nie ma już znaczenia. -
powiedziała chyba bardziej do siebie niżeli do niego, co można było
wywnioskować po tonie i barwie jej głosu. Zmarszczył brwi.
-Dlaczego?
-Czasu się nie cofnie. - westchnęła robiąc kilka
kroków w przód, jednak Kubacki szybko ją dogonił i sukcesywnie zagrodził jej
drogę.
-Może i nie cofniemy, ale ... - uśmiechnął się
lekko chwytając jej dłoń. Jego wzrok błądził po jej twarzy a ona próbowała choć
na chwilę go wychwycić. - Możemy napisać nową historię... - dodał, ściszając
swój głos. Zaskoczył Karolinę swoimi słowami, tego nie była w stanie
ukryć.
-Ale jak? - nie kryła zdziwienia słowami, które od
niego usłyszała.
-Wróć ze mną do domu. - poprosił, posyłając jej
szeroki uśmiech.
-Tak po prostu? - spytała, niepewnie przejeżdżając
dłonią po jego policzku. Pokiwał jej głową.
-Po prostu. - odpowiedział i po chwili delektował
się smakiem jej warg, który od ponad roku smakował każdej nocy w snach z nią w
roli głównej.
Delikatnie, ale przekazując pełnie uczuć, pasji i
zachłanności Nowik oddawała wszystko, choć niepewnie to z równie wielką pasją
co Kubacki. Czyżby los się do niej uśmiechnął i życie dało jej drugą szansę?
Jeśli tak, to wiedziała, że tym razem nie stchórzy, nie ucieknie, nie odpuści i
zrobi wszystko ażeby ich wspólna historia skończyła się happy endem nawet jeśli
musiałaby walczyć o jego zaufanie po raz kolejny. Kochała go i nie miała w tej
kwestii żadnych wątpliwości. Był jedynym mężczyzną, który tak bardzo namieszał
w jej życiu i zmienił wszystko swoim pojawieniem się w nim.
-Kocham Cię, Karola. - uśmiechnął się lekko,
przeczesując jej kasztanowe włosy. Uśmiechnęła się nieco nie pewniej niż on,
jednak tym razem jej spojrzenie było zdecydowanie inne niż poprzednio. Pełne
nadziei, miłości i szczęścia.
-Ja Ciebie też kocham. - oznajmiła poprawiając
kołnierz jego jesiennej kurtki.
-Mam taką nadzieję. - zaśmiał się a ona poszła
jego śladem. Była prawdziwie szczęśliwa, pierwszy raz od zniknięcia z życia
nowotarskiego skoczka. Pierwszy raz od tamtego czasu wierzyła, że może znów
mieć nadzieję na piękne życie.
***
Polska/ Limanowa
-Pięknie pachnie, mamuś. - Maciek uśmiechnął się
słodko do kobiety, która krzątała się po dużej kuchni.
-Dziękuję. - rzuciła, odwracając się w jego
kierunku. -Mam nadzieję, że będzie tak samo smakować.
-Spod Twoich rąk wszystko zawsze wychodzi
przepyszne. - puścił jej oczko, opierając się o ciemny, kuchenny blat. Kobieta
zaśmiała się pod nosem sięgając po stojący na blacie kosz z przyprawami.
-Ale załóż koszulę chociaż. - westchnęła kręcąc
głową z politowaniem. - Kalina będzie...
-I dla Kaliny mam się stroić? - spytał, wywracając
oczami. Małgorzata kolejny raz westchnęła. Nie rozumiała niekiedy zachowania
swojego młodszego syna. Osobiście, jej skromnym zdaniem kuzynka Joanny jest
sympatyczną, pozytywną i wyjątkowo uroczą dziewczyną.
-Dlaczego ty jej nie lubisz? - zapytała marszcząc
brwi.
-Po prostu. - wzruszył ramionami.
-To nie odpowiedz. - rzuciła mu pełne wyrzutu
spojrzenie. -Konkrety po proszę.
-Oj mamo... - westchnął sięgając po jabłko leżące
na drewnianym talerzu.
Kobieta wbiła w niego zaciekawione spojrzenie,
opierając się tak jak on o kuchenny blat. Już na samym początku zauważyła
niechęć Maćka do Kaliny czego nie rozumiała, jednak dotąd nie wtrącała się w
życie swoich synów. Wiedząc, że ostatecznie mogłaby tym co nieco ugrać.
-Jakoś tak, po prostu. - dodał po chwili,
wpatrując się gdzieś przed siebie w nieokreślonym bliżej kierunku.
-Będziesz dla niej miły? - spytała z nadzieją w
głosie. Maciej rzucił jej wymowne spojrzenie co kobieta skomentowała jedynie
westchnięciem.
-Będę. - odpowiedział, nadgryzając jabłko.
Pocałował kobietę w policzek i zniknął z jej pola widzenia. Pozostawiając ją
samą ze swoimi myślami.
Kalina wzięła głęboki oddech stając na drewnianym
ganku domu rodziny Kotów w Limanowej. Choć bardzo lubiła teściów swojej kuzynki
w ich domu bywała stosunkowo rzadko, w głównej mierze ze względu na jej
konflikt z młodszym bratem jej kolegi z pracy.
Nacisnęła niepewnie na dzwonek i po chwili drzwi
otworzyły się przed nią a przywitała ją rozpromieniona Joanna z córeczką na
rękach.
-No, już myśleliśmy, że nie przyjedziesz. - Kalina
uśmiechnęła się lekko, dając pstryczka w nos córce kuzynki.
-Samochód nie chciał mi odpalić. Sąsiad mnie
podrzucił. - Joanna Kot otworzyła szerzej drzwi wpuszczając szatynkę do
przedpokoju.
-Musisz kupić sobie nowy, ten zbyt często zawodzi.
- stwierdziła otwierając przed Dąbrowską przesuwne drzwi drewnianej szafy.
Kalina uśmiechnęła się do niej lekko stawiając na niskiej komodzie kolorową,
papierową torbę z butelką dobrego, nieznanego szerszej publiczności wina.
-Może na Boże Narodzenie zrobię sobie prezent. -
zaśmiała się widząc wymowną minę swojej kuzynki.
-Ty się chyba nigdy nie zmienisz. - westchnęła
wywracając oczami wchodząc w głąb rodzinnego domu jej męża.
Rafał, Jakub i Maciej dotąd pogrążeni w
ożywionej dyskusji słysząc śmiech Joanny przenieśli na nią wzrok a ich oczom
ukazała się Kalina Dąbrowska w zupełnie innym wydaniu niż to, które mieli
okazję oglądać w zwykły dzień. Kuba uśmiechnął się lekko, widząc Dąbrowską bez
służbowych spodni czy polarowej bluzy.
-Dzień dobry. - uśmiechnęła się delikatnie w
kierunku seniora i jego synów. Cała trójka odpowiedziała jej tym samym, ku jej
zdziwieniu nawet Maciej.
-Myślałam, że już nie przyjedziesz. - Małgorzata
posłała w jej kierunku szeroki uśmiech.
-Samochód mi nawalił. - westchnęła podając pani
domu butelkę swojego ulubionego wina. Uśmiechnęła się do niej niepewnie.
-Może mama jej wytłumaczy, że powinna kupić sobie
nowe auto. - Joanna wywróciła oczami sprawiając, że Kalina nieco się
zawstydziła.
-Kupię przecież Ci powiedziałam. - rzuciła cicho w
kierunku blondynki.
-Dobrze dziewczyny, obiad już gotowy, więc
siadajmy do stołu. - poprosiła z ciepłym uśmiechem na twarzy.
-Może pomogę? - zaproponowała widząc jak Joanna
znika na drewnianych schodach, prowadzących na piętro domu. Małgorzata posłała
Kalinie rozweselone spojrzenie.
-Chodź Kalinko. - puściła jej oczko, znikając w
kuchni, w której również ona zniknęła po chwili. Dąbrowska bardzo lubiła
kobietę, czego nie ukrywała.
-Świetna dziewczyna. - Rafał podniósł się z sofy a
jego twarz zdobił lekki uśmiech.
-Pracując z nią mogę to potwierdzić. - Kuba
zaśmiał się podchodząc do dużego, zastawionego porcelaną stołu.
Maciek zmarszczył brwi zawieszając spojrzenie na
Kalinie, która właśnie pojawiła się w drzwiach oddzielających kuchnię od
dużego, przestronnego salonu. Myśląc dłużej, dokładniej nie wiedział nawet
dlaczego jej tak na prawdę nie lubił, skoro nigdy nic złego mu nie zrobiła a na
ślubie Kuby razem z nim wyjątkowo dobrze odnajdowała się jako świadkowa. Teraz,
z biegiem czasu wydawało mu się, że jej jedyną wadą był fakt, że w życiu
odnosiła o wiele więcej sukcesów niż on. Może powinien to zmienić? Może Kalina
byłaby dla niego kimś wyjątkowym? Koleżanką? Przyjaciółką? A może nawet kimś
więcej?
Komentarze
Prześlij komentarz