Płomień Trzynasty.


Znalezione obrazy dla zapytania vier schanzen tournee gif

Grudzień 2018
Oberstdorf. Niemcy
~*~


Greta Freund z uśmiechem spoglądała w dół skoczni stojąc na jej szczycie. 
Nigdy nie sądziła, że szczęście będzie na wyciągnięcie ręki, że znajdzie miłość u boku faceta, z którym przez wiele lat się przyjaźniła. Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział jej, że zwiąże się z Richardem i za kilka miesięcy będzie mamą jego dziecka, chyba by w to nie uwierzyła.
   -Richard wszędzie Cię szuka. - głos Wellingera sprawił, że podskoczyła w miejscu sądząc, że jest w pomieszczeniu zupełnie sama. Uśmiechnęła się jednak do niego, gdy stanął obok niej. 
   -Odkąd mu powiedziałam o ciąży to zwariował... - wywróciła oczami, zaśmiewając się pod nosem. Andeas poszedł jej śladem. Bardzo lubił siostrę Severina i cieszył się jej szczęściem. 
   -To chyba dobrze wiesz, że będzie dbał o Ciebie i dziecko. - stwierdził, obejmując blondynkę ramieniem. 
   -Jest cudowny. - powiedziała opierając głowę o jego klatkę piersiową zakrytą materiałem reprezentacyjnej kurtki. -Kocham go. - dodała z szerokim uśmiechem na twarzy, Andreas zaśmiał się cicho. 
   -Powinienem być zazdrosny? - głos Richarda sprawił, że oboje uśmiechnęli się lekko. 
   -Nie masz o co. - stwierdził Wellinger posyłając mu lekki uśmiech. 
   -Miałaś się oszczędzać. - powiedział cmokając ją w policzek. Blondynka wywróciła jedynie oczami klepiąc go po ramieniu. 
   -Richi to dopiero szósty tydzień, nie przesadzaj. - posłała partnerowi lekki uśmiech, cmokając go w policzek. 
Andreas obserwował ich bardzo uważnie. Ewidentnie do siebie pasowali, to nie podlegało nawet najkrótszym dyskusją. Zazdrościł im i to nie jeden raz. On niestety nie miał tyle szczęścia co oni. I choć miał partnerkę to jak na razie ich historia nie malowała się w zbyt różowych barwach. 
Greta wychwyciła smutny wzrok Wellingera. Wiedziała bardzo dobrze o jego problemach w życiu uczuciowym i miała nadzieję, że uda mu się je rozwiązać.
   -Co u Laury? - spytała nagle sprawiając, że Andreas uśmiechnął się smutno. Jego związek z Marthaler wisiał na włosku, o czym jak na razie nie powiedział nikomu. 
   -Chyba źle. - bąknął, wpatrując się w przestrzeń rysującą się za szklaną szybą. -Wyjeżdża do Stanów. - powiedział cicho sprawiając, że zarówno Greta, jak i Richard spojrzeli na siebie zaskoczeni. Nie sądzili, że Marthaler podejmie tak trudną decyzje. -A to tak bardzo boli. - dodał opierając czoło o zimną szybę, pod której wpływem jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. -Najgorsze jest to, że chce jej szczęścia. - szepnął rysując serce na zaparowanej szybie. 
   -Przecież możecie dzwonić, pisać, odwiedzać się. powiedział niepewnie Richard. Wellinger westchnął, patrząc w kierunku Richarda i Grety. 
   -Boję się, że kogoś pozna i o mnie zapomni. - westchnął.
   -Ej, Laura Cię kocha. - Freund posłała mu delikatny uśmiech. 
   -I nic tego nie zmieni. - stwierdził Freitag klepiąc go po ramieniu.


***


Sophie uważnie obserwowała swojego najlepszego przyjaciela. Zachowanie Gregora nie dość, że zadziwiało ją na każdym kroku to jeszcze, za każdym razem gdy na horyzoncie pojawiała się Sara, albo odwracał wzrok albo po prostu znikał, a to od razu wydawało się jej wyjątkowo podejrzane. 
   -Nad czym tak myślisz? - głos Michaela wyrwał Kofler z zamyślenia. Ta uśmiechnęła się do niego lekko. 
   -Tak, po prostu... - zaśmiała się cicho. -Nad życiem. - dodała, po chwili. 
   -A dokładniej? - zmarszczył brwi, przyglądając się blondynce. Wzruszyła jedynie ramionami. 
   -Czy Sara ma kogoś? - spytała nagle wprawiając blondyna w lekki zakłopotanie i konsternacje. 
   -A co? - zaśmiał się, marszcząc brwi. Sophie zacisnęła wargi wbijając w Hayböcka niepewne spojrzenie. Nie była pewna poprawności swoich domyśleń, chciała jednak komuś o nich powiedzieć. 
   -Ona chyba ... wydaje mi się, że coś łączy ją z Gregorem. - stwierdziła patrząc na niego niepewnie. 
Michael zmarszczył brew kierując swoje spojrzenie na Schlierenzauera, który łypnął na jego siostrę, minął ją i zniknął w domku reprezentacji. Faktycznie, słowa siostry Andreasa miały sens.
   -Porozmawiasz ze Schlieriem? - spytał nagle. Sophie pokiwała mu w odpowiedzi lekko głową. -Też uważasz, że fajnie by do siebie pasowali? - dodał, podnosząc się z drewnianej ławki. Blondynka pokiwała mu lekko głową, uśmiechając się do niego lekko.


***


   -Mogę?
Gregor zgarnął z hotelowego łóżka wywołane zdjęcia, chowając je przed spojrzeniem swojej najlepszej przyjaciółki. Sophie zamknęła drewniane drzwi opierając się o nie plecami. 
   -Nie chowaj ich. - powiedziała, wywołując zaskoczenie na jego twarzy. -Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytała posyłając mu smutne spojrzenie okraszone nutką wyrzutu, a w jej głosie dało się wychwycić pretensje. -Przecież się przyjaźnimy. - dodała po krótkiej chwili głuchej ciszy jaka zapanowała w pomieszczeniu.
   -Skąd wiesz? - zapytał nagle nie kryjąc zdziwienia. Dotąd sądził, że nikt nie wiedział o jego związku z Sarą Hayböck. 
   -Od kilku tygodni zachowujesz się jak ni ty, a Sarę traktujesz albo jak zło konieczne albo jak powietrze. - stwierdziła unosząc wymownie brew. -Powiesz mi co się stało? - spytała przysiadając na skrawku jego łóżka. Westchnął opierając głowę o ścianę.
Potrzebował rozmowy z kimś komu ufa bezgranicznie. Z kimś kto go wysłucha, doradzi i jeśli trzeba porządnie skrytykuje a Sophie Kofler zdecydowanie była kimś takim. 
   -Zaczęło się w lipcu w Barcelonie. Wpadliśmy na siebie pod Camp Nou, zaczęliśmy rozmawiać, poszliśmy na spacer, umówiliśmy się na wycieczkę do Madrytu następnego dnia. Fajnie nam się gadało, okazało się, że poza fotografią jeszcze dużo więcej nas łączy.
Kilkanaście dni później spotkaliśmy się w Innsbrucku, coś zaiskrzyło. Zaczęliśmy się spotykać, na prośbę Sary w tajemnicy. - westchnął, podsumowując swoją wypowiedź.
Sophie nie spuściła z niego swojego wzroku.
Z jednej strony była na niego zła za to, że ukrył przed nią tak istotny fakt, z drugiej natomiast w pewnym sensie nawet go rozumiała. Skoro Sara chciała tajemnicy, nie mógł powiedzieć o nich nikomu, nawet jej.
   -Ale? - spytała, marszcząc brwi. 
   -Ja tak nie mogę rozumiesz? - wbił w nią zdeterminowane spojrzenie. -Zakochałem się w niej i chciałbym, że wszyscy to wiedzieli. - powiedział pewnym głosem, wbijając w Kofler smutne spojrzenie. Potrzebował jej wsparcia, pomocnej dłoni, słowa otuchy. 
   -Rozmawiałeś z nią, ale tak szczerze? 
Odpowiedziała jej cisza i przeczące kiwnięcie głową.
   -To porozmawiaj, powiedz jej co czujesz, czego oczekujesz. - stwierdziła uśmiechając się do niego delikatnie. Dobrze wiedziała, że Schlierenzauer analizuje jej wypowiedź, każde słowo. -A może ona się boi? - zapytała nagle sprawiając, że zmarszczył brwi. 
   -Czego?
   -Tego, że Sandra nigdy nie zniknie z Twojego serca i życia. - powiedziała wbijając w niego przeszywające spojrzenie. 


***


Michael i Stefan wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, po czym ich wzroki wylądowały na Sarze siedzącej na hotelowym łóżku.
Dla obu skoczków Sara była ważna, choć dla każdego z nich w zupełnie inny sposób. 
Dla Michaela była młodszą, jedyną siostrą, dla której zrobiłby wszystko.
Dla Stefana była przyjaciółką, powierniczką sekretów, której szczęście było dla niego sprawą priorytetową. Tym samym obaj mieli jej za złe to, że nie powiedziała im o swoim związku z ich kumplem. 
   -Co mam zrobić? - zapytała, wbijając w obu zdeterminowane spojrzenie. Blondyn cicho westchnął a szatyn zmarszczył brwi. Cóż, odpowiedź na jej pytanie nie była tak oczywista, jakby mogło się wydawać. 
   -Rozmawiałaś z nim, ale tak na poważnie? - zapytał Stefan. Blondynka pokręciła jedynie przecząco głową. 
   -To porozmawiaj, powiedz mu czego się boisz, czego chcesz i co do niego czujesz. - Michael uśmiechnął się do niej lekko. Miał nadzieję, że jego siostra weźmie życie w swoje ręce i zrobi wszystko, żeby być szczęśliwą.
   -A co jeśli Sandra wróci? - zmarszczyła brew. Kraft uniósł powieki.
   -Zraniła go, zrujnowała wszystko to w co wierzył i nawet jeśli się pojawi to nic tym nie ugra. - odpowiedział pewnym głosem Hayböck sprawiając, że Sara uwierzyła w degradacje swoich obaw.
   -Porozmawiam z nim! - odpowiedziała z determinacją przesiąkniętą jej głos. -Ale nie dziś ... - dodała po chwili.
   -Zastanów się co mu powiesz. - Kraft posłał jej lekki i pełen otuchy uśmiech. 


~*~

Zakopane. Polska.


   -Nad czym tak myślisz? - głos Kaliny wyrwał Marka z zamyślenia, w którym tkwił od dobrego kwadransa. 
   -Ogólnie to o wszystkim. - odpowiedział uśmiechając się do partnerki lekko.
Z Dąbrowską pracowało mu się wyjątkowo dobrze, profesjonalnie i przede wszystkim bezpiecznie, choć szatynka nigdy nie ukrywała, że w imię zdrowia i życia ratowanego, była w stanie narazić na szwank swoje. To chyba tym imponowała wieloletniemu, doświadczonemu ratownikowi. 
   -A tak zawężając to do szczegółu? - uśmiechnęła się lekko, przysiadając na niskim, szerokim parapecie. Nowik westchnął, wbijając wzrok w krajobraz rozpościerający się za dużym oknem. 
   -O córce. - odpowiedział krótko. -Chciałbym dać jej prawdziwą rodzinę, to czego jak dotąd nigdy nie miała. - dodał przejeżdżając palcami po zimnej szybie. Kalina wbiła w niego pytające spojrzenie. 
   -A w czym tkwi problem? - zapytała chwytając porcelanowy kubek z parującą, mocną kawą.
Bardzo lubiła Nowika, co widać było, za każdym razem. 
   -Boję się. - rzucił cicho opierając czoło o zimną szybę. - Boje się, że po pewnym czasie uczucie się skończy, a Amela się przyzwyczai i będzie cierpieć. - mruknął, wbijając w Kalinę przeszywające spojrzenie. Szatynka uśmiechnęła się do niego lekko, kładąc dłoń na jego ramieniu. 
   -Może się nie skończy? - uśmiechnęła się lekko. -Amelka ewidentnie polubiła Sonie. - dodała, nieco zadziwiając Nowika swoją odpowiedzią. Mężczyzna chciał coś odpowiedzieć jednak nie pozwolił mu na to mocny, męski głos wydobywający się w radiu leżącym na blacie małego, drewnianego stołu. 
   -Macie wezwanie...wypadek na wysokości Poronina, samochód wisi nad przepaścią...jest ranna. 
Kalina zeskoczyła z parapetu, Marek w pośpiechu zgarną z blatu swoje radio i oboje kilkadziesiąt sekund później siedzieli w służbowym aucie, które odjechało z pod siedziby TOPRu z piskiem opon a dźwięk jego koguta odbijał się głośnym echem od budynków, drzew i skalnych ścian. 
Gdy znaleźli się na miejscu wypadku na głównej drodze stały już radiowozy policji, cztery wozy strażackie i dwie karetki pogotowia, towarzyszył temu widokowi kilkunastokilometrowy korek turystów, którzy chcieli spędzić w stolicy polskich Tatr ostatnie noce tego roku. 
   -Jak sytuacja? - zapytał, zamykając drzwi terenowej skody. 
Wysoki, szczupły policjant jedynie wykrzywił usta w grymasie niepewności.
   -Zdaniem strażaków prawie beznadziejna. - odpowiedział.
Kalina w tym samym czasie zabierała z bagażnika auta liny, haki, uprzęże, kask i swój plecak, z którym praktycznie się nie rozstawała.
Marek zerknął w dół przejeżdżając dłonią po głowie okrytej błękitną czapką. 
   -Mają racje. - mruknął, dostrzegając obok strażaków Małgorzatę Kot, przy której znalazł się po chwili. -Widziała Pani ten wypadek? - zapytał. Kobieta pokiwała mu lekko głową, nie mogąc nadal dojść do siebie. 
   -Jechała normalnie, nagle pękła opona a ona nie mogła już nic zrobić... - odpowiedziała drżącym głosem. 
   -Kto? - zapytał zdziwiony.
   -Julia... - szepnęła, wbijając w Nowika niepewne spojrzenie. Zastygł w bezruchu. 
Kalina, która chciała podać mu sprzęt słysząc wypowiedź teściowej Joanny wycofała się z tego zamiaru. Wzrok i zachowanie Marka dało jej jedynie potwierdzenie, że mowa jest o matce Amelii. 
   -Pomożecie mi? - zwróciła się do strażaków z przerażeniem wpatrujących się w przepaść, nad którą wsparty na metalowej barierce zawisł srebrny opel na włoskiej rejestracji. 
   -Jasne. - odpowiedział najwyższy z nich. 
   -Zdejmij swoje rękawice i zakładaj uprząż. - rzuciła podając ją brunetowi, z którym często widywała się na siłowni. Chwycił przedmiot bez słowa, w mgnieniu oka zakładając ją tak, jak kilka minut temu zrobiła to Dąbrowska. 
   -Co dalej? - zapytał dowódca akcji ratunkowej.
   -My z Radkiem schodzimy, wy nas asekurujecie. - jej głos sprawił, że ośmioosobowa ekipa kiwnęła jej energicznie głową. Każdy z nich miał uprawnienia ratowników górskich, jednak jak dotąd żaden z nich nie zawitał do zakopiańskiej jednostki TOPR. -Jesteśmy na radiu, powiadomcie helikopter, żeby był w pogotowiu. - dorzuciła łącząc karabinkiem pętle z liną asekuracyjną.
   -A jak zrobię coś źle? - zapytał nagle, gdy oboje stali już na krawędzi , spoglądając w dół.
Dąbrowska posłała mu pełne politowania spojrzenie. 23 latka widziała już w akcji niejednokrotnie.
   -Nie zrobisz! - powiedziała i po chwili schodziła już w kierunku samochodu spod którego maski wydobywał się dym. 
   -Kalina! - krzyk stanowczego głosu Marka sprawił, że szatynka podniosła głowę a jej noga omsknęła się po śliskiej skale. Szatynka straciła równowagę i w ułamku sekundy jej ciało niczym szmaciana lalka odbiło się od kamiennej ściany. 
   -Cholera! - przerażenie rysowało się na twarzy strażaka.
Małgorzata Kot jedynie zatkała usta dłonią , a przerażenie ozdobiło jej twarz. 
   -Kalina? - niepewny głos Radosława przesiąknięty był strachem. Syknęła dotykając barku. 
   -Nic mi nie jest. - powiedziała. -Musimy coś zrobić, to długo nie wytrzyma. - odparła, przyglądając się samochodowi. Sięgnęła po radio wczepione do plecaka. -Marek musisz nam pomóc. - dodała, choć wiedziała, że Nowik może im tylko przeszkodzić. 
Mężczyzna obok nich pojawił się chwilę później i zarówno Kalina, jak i Radek widzieli niepewność rysującej się na jego twarzy. Wbrew wszystkiemu co spotkało go ze strony Julii fakt, że dała mu córkę sprawił, że nie potrafił wyłączyć swoich emocji. 
Kalina wzięła głęboki oddech zaglądając do auta. Brunetka z przymkniętymi oczami, mocno zaciskała krwawiącą tętnice udową, w którą wręcz idealnie wbił się element konstrukcji auta.
   -Słyszy mnie Pani? 
Głowa kobiety lekko drgnęła, dając ratowniczce dowód na to, że ma o kogo walczyć.
   -Marek... - wyszeptała, sprawiając, że Dąbrowska uśmiechnęła się lekko. Ruchem głowy poprosiła Nowika, który ewidentnie obawiał się tego widoku. -Przepraszam. - po jej policzkach płynęły łzy. Dobrze wiedziała, że straciła zbyt dużo krwi, żeby lekarzom udało się ją uratować. 
Przełknął głośno ślinę, chwytając dłoń kobiety. Nie widział jej od ośmiu lat, nie miał z nią kontaktu a teraz była mu trudno, wręcz bardzo trudno. 
   -Przepraszam za wszystko... - szepnęła lekko ściskając jego dłoń. Zamknęła oczy a ręka opadła bezwiednie na skórzaną tapicerkę siedzenia kierowcy. Kalina wiedziała już, że ten rozdział jego życia zamknął się już bez powrotnie a Julia Braun odeszła bezpowrotnie. 
   -Odwołajcie helikopter, nie będzie nam już potrzebny... - jej smutny głos wyrwał się z radia trzymanego w dłoni przez dowódcę akcji. Małgorzata westchnęła zdając sobie sprawę z tego co oznaczają jej słowa. -Marek, musimy ją wydostać...
Ciemny blondyn pokiwał jej lekko głową mocując z pomocą Radka mocną, metalową linę dającą im gwarancje tego, że auto nie spadnie w dół.




   -Zasnął. - powiedziała opadając na kanapę obok Małgorzaty Kot, która razem z nią przyjechała do Kościeliska po wyczerpującej akcji, po której nie chciały zostawiać mężczyzny samego.
   -Nie spodziewał się tego, wbrew wszystkiemu co się stało wiele go z Julią łączyło. - stwierdziła krótkościęta kobieta sięgając po kubek stojący na niskim, szerokim stoliku. 
   -Trochę go rozumiem. - mruknęła Kalina patrząc na kominek, nad którym wisiało kilka ramek ze zdjęciami przedstawiającymi Marka, Amelię i Karolinę w towarzystwie Dawida. 
   -Do mnie zawsze możesz przyjść, gdy masz problem, pamiętaj. - uśmiechnęła się lekko obejmując Dąbrowską ramieniem. Kalina spojrzała na Małgorzatę niepewnym wzrokiem. Gdzieś w głębi serca potrzebowała takiej deklaracji, od kogoś takiego jak teściowa Joanny. Uśmiechnęła się lekko, przygryzając wargę. 
   -Dawid ostatnio powiedział, że powinnam spróbować skoków... - Małgorzata uniosła brew czekając na dalszą część jej wypowiedzi. -Myśli Pani, że powinnam spróbować? - zapytała, wbijając w nią pytające spojrzenie.
   -Nic nie stracisz, a wiele możesz zyskać. - stwierdziła. -Może masz talent, teraz nie masz pewności, poskaczesz to zobaczysz. - dodała uśmiechając się lekko a na twarzy Kaliny pojawił się niepewny uśmiech. 
Pomysł Kubackiego z początku wydał jej się irracjonalny, wręcz nawet śmieszny, jednak z czasem zaczęła patrzeć na to z nieco innej perspektywy. Jakby szukając w tym pomyśle miejsca dla siebie. 
   -Mów mi ciociu. - powiedziała nagle posyłając Kalinie szeroki uśmiech. Właśnie dziś Kalina zaimponowała jej tak, jak nikt nigdy wcześniej.

Komentarze

Popularne posty